Część farm wiatrowych stanęła na podstawie pozwoleń gminy, które później zostały uchylonych przez sąd. Zanim ten jednak rozpatrzył skargi mieszkańców - firmy zdążyły już postawić wiatraki.
Farmy są uciążliwe, bo często stoją w pobliżu domów. Mieszkańcy postanowili więc zawiązać stowarzyszenie i walczyć o ich likwidację. - Są dni, kiedy człowiek ma wrażenie, że mieszka na lotnisku. Przeszkadza to w rozwoju. My przy tych farmach nie możemy się rozwijać. Wszystko traci na wartości – skarży się jedna z mieszkanek.
Na nieprawidłowości w gminie Darłowo zwraca też uwagę Najwyższa Izba Kontroli. W swoim raporcie wskazuje, że tworzenie planów zagospodarowania przestrzennego, które zezwalają na stawianie wiatraków, mogli finansować właściciele farm. NIK poinformował o nieprawidłowościach wojewodę zachodniopomorskiego.
- Tak było w wielu gminach w Polsce - mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK-u. - Zgoda na lokalizację elektrowni wiatrowych była uzależniona od sfinansowania przez budowniczych farm dokumentacji planistycznych. To jest mechanizm korupcjogenny.
Były zastępca wójta Radosław Głażewski przyznaje, że nieprawidłowości były. Gmina nie konsultowała niczego z mieszkańcami. Nie mówi jednak wprost czy właściciele farm finansowali tworzenie niezbędnych dokumentów. Wskazuje jednak, że mogło tak być.
- Przeważnie gminy robią konkursy ofertowe na wykonanie planów przestrzennego zagospodarowania. To cena od 100 tysięcy złotych. W przypadku prac projektowych w 2013 roku ta cena była od trzech do pięciu tysięcy złotych - mówi Głażewski.
W Darłowie jest ponad 110 wiatraków. Rocznie do budżetu gminy trafia z tego tytułu pięć milionów złotych. To 10% wszystkich przychodów.
Czytaj również inny punkt widzenia: Turbiny wiatrowe mogą być atrakcją turystyczną